piątek, 12 lutego 2016

I

Słońce wpadało przez okno starego, kamiennego zamku. Jego ciepłe promienie przyjemnie igrały na mojej twarzy, skutecznie wybudzając mnie z koszmaru. Z bijącym sercem poderwałam się z łóżka. Znów to, znowu ten koszmar, dręczący mnie co noc. Widziałam wszędzie jedynie śmierć i krew, a na samym środku stałam ja, jak zwykle nie mogąc nic zrobić. 
Żołnierze Melingenbergu zabrali mnie do niewoli. Szybko jednak okazało się, że awansowałam na towarzyszkę zabaw jednej z księżniczek.Dużo osób mi zazdrościło, ale ja uważałam to za najgorszą hańbę. Żyłam niby jak pani dworu, a w głębi serca śmiać mi się chciało gdy dowiedziałam się, że to królowi Zennerowi zawdzięczam życie.
Wstałam,obudzona nieprzyjemnym snem, i ubrałam się jak zawsze –luźna biała koszula i ciemne spodnie ze skóry, przepasane pasem. Był to strój, którego zawsze wymagał ode mnie mój nauczyciel, a wiedziałam, że zaraz czeka mnie z nim lekcja. Vidminnen miał początkowo uczyć mnie retoryki. Szybko jednak zobaczył, że moje zdolności rozwijają się w całkiem innym kierunku. Dlatego po cichu, w tajemnicy przed królem, zamieniliśmy retorykę na naukę władania mieczem i przygotowywanie różnych eliksirów.
Zebrałam się zbyt szybko i wiedząc, że mam jeszcze trochę czasu, nim mój nauczyciel zaprosi mnie na lekcję, jeszcze na chwileczkę się położyłam.
– Lorio! – zawołała służąca. – Czas wstawać. Vidminnen cię wzywa. – Nawet nie zauważyłam, kiedy po raz drugi zatopiłam się we śnie. Tym razem słodkim i spokojnym.
– Już idę Marto –jęknęłam, wstałam z łóżka i poprawiłam roztrzepane włosy. –Mówił gdzie mamy się spotkać?
– Owszem, wspominał coś o lesie za murami.
– Lesie? – Westchnęłam spoglądają na tętniący życiem świat za oknem. – Raczej nie wysyłał mnie do tej pory tam samej. No cóż jego wola.
– Nie uważasz, że król może się zdenerwować? – Służąca opuściła wzrok. – Po raz kolejny nie stosujesz się do jego rozkazów.
– Będąc z tobą szczera powiem ci, że nie zamierzam się do nich stosować. – Sprawnym ruchem wyjęłam spod łóżka srebrny miecz, który podarował mi mój nauczyciel.
– To bardzo nieodpowiedzialne! Nie możesz robić tego co tylko chcesz! Zrozum to wreszcie! – wykrzyknęła służąca.
– Będę robiła co chcę i nikt mi tego nie zabroni. Kiedyś to ja będę wydawać rozkazy – szepnęłam do służącej po czym wyszłam z komnaty.

 Wymknęłam się z zamku niezauważona i niczym wiatr pobiegłam do stajni. W mgnieniu oka osiodłałam moją klacz – Kropkę. Jej imię nie miało zbyt skomplikowanej genezy, wzięło się od tego, że klacz była wybarwiona na biało, posiadając jedynie jedną, wielką, brązową kropkę w miejscu, gdzie zazwyczaj znajdowało się siodło. Uważałam, że to imię pasuje do niej jak ulał, lecz często spotkałam się z drwiącymi docinkami chłopów zajmujących się stajnią. Mimo wszystko starałam się ignorować ich komentarze.
Wyprowadzając konia ze stajni ujrzałam postać przedzierającą się przez gęste zarośla. Nie potrzebowałam jednak nadludzkich zdolności by odgadnąć kto to był. Odpowiedź była prosta – Artur. Najstarszy syn króla Zennora, czyli jeden wielki rozpuszczony, stary bachor, donoszący królowi o wszystkim, a przede wszystkim o moim nieposłuszeństwie. Nie robiłam sobie z tego zbyt wiele, ale z czasem stało się to lekko wkurzające. Sama się sobie dziwię,czemu do tej pory jeszcze ode mnie nie oberwał. W każdym bądź razie wiedziałam, że jak wrócę mam spotkanie z królem. Zignorowałam tą sytuację i ruszyłam wraz z Kropką w stronę głównej bramy. Jechałam galopem. Mimo późnego ranka, w lesie mrok ogarnął wszystko i wydawało mi się, że jest już po zmroku. W oddali ujrzałam lekko tlące się ognisko. Czym prędzej podjechałam do obozowiska. Bez problemu rozpoznałam mojego nauczyciela. Wyuczył mnie on wielu rzeczy: władania mieczem, walki z potworami a także alchemii.
Vidminnen był niebywale niski, posiadał czarną brodę i wiecznie nosił ciemnozielony kapelusz, który, można rzec, był jego znakiem rozpoznawczym. Najczęściej miał na sobie kubrak w kolorze zbliżonym do kapelusza. U jego pasa widniał miecz i pęk kluczy, które brzęczały z każdym jego najmniejszym ruchu. W oddali zauważyłam także jego kucyka – Ese. Był to przemiły zwierzak i wierny towarzysz mego nauczyciela. Vidminnen powoli się obudził przeciągając się na wszystkie strony.
– Jesteś szybciej niż myślałem – powiedział zaspanym głosem.
– Wiesz, że jeśli chodzi o mnie, to wolę być zawsze wcześniej. Nie toleruję spóźniania się.
– Owszem to racja. –Viedminnen zeskoczył ze skały na której uciął sobie drzemkę i podszedł do dogasającego ogniska, przy okazji dorzucając parę polan, tak by moment wypalenia odroczyć w czasie.
– Słyszysz? Coś się zbliża… – oświadczyłam po chwili ciszy, jaka między nami zapanowała. Niespokojna rozejrzałam się po najbliższej okolicy.
– Ano prawda­– powiedział mój nauczyciel – Masz szansę na rozgrzewkę jeszcze przed treningiem.
Wyciągnęłam powoli miecz i zaczęłam się rozglądać za intruzem. Byłam w gotowości, by móc w każdej chwili dokonać ataku.  Nagle za krzaków wyszedł starszy mężczyzna z  gęstymi białymi brwiami i brodą sięgającą do pasa. Maił on na sobie brązową szatę przepasaną sznurem. W  ręce trzymał kawałek gałęzi na której się opierał.
– Po co na dziadka wyciągasz broń? – Starzec podniósł brwi i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.
– Dlaczego masz przede mną takie obawy? – powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
– Ja? Nie mam obaw – starzec zaśmiał się szyderczym śmiechem.
Na swojej twarzy poczułam nagle gwałtowny powiew wiatru a z głębi lasu słychać było watahę wilków zbliżających się w naszą stronę. W jednej chwili zamiast poczciwego starca pojawił się ogromny niedźwiedź a jego wielka łapa pojawiła się tuż przed moimi oczami. Szybko odskoczyłam i znalazłam się za wrogiem. Chwyciłam miecz w dwie ręce i ruszyłam w stronę niedźwiedzia, wskakując mu przy tym na grzbiet i wbijając miecz między łopatki. Stwór zrzucił mnie z siebie, a następnie sam upadł martwy na ziemię.
Vidminnen próbował się uporać z wilkami lecz było ich zbyt wiele. Pobiegłam w jego stronę, co chwilę odpychając wilki mieczem. Po skończonej walce wraz z moim mentorem usiadłam przy zagaszonym już ognisku.
– Leszy – Vidminnen utkwił swój wzrok na zmarłym stworze. – Mało ich na świecie zostało.
– Może to i dobrze. Są za bardzo niebezpieczne. – Przetarłam szmatką miecz i kontynuowałam rozmowę. – Przygarniają sobie las i zabiją każdego kto do niego wejdzie.
– Ano prawda. Niestety tego nigdy się w pełni nie wytępi. A co twojej walki…
– No to mam wykład… – jęknęłam.
– Nie gadaj tylko słuchaj. Musisz poprawić refleks i równowagę. I postaraj się na przyszłość nie spadać ze swojego wroga. Nigdy nie możesz być pewna, że trup nie poleci na ciebie.
– Nie było aż tak źle – powiedziałam
– Ale zawsze mogło być lepiej, Lorio.
– Dobrze, poprawię się na przyszłość – przewróciłam oczami i wstałam z chłodnej i wilgotnej ziemi.
– Masz składniki do eliksiru o które cię wczoraj poprosiłem? – spytał mój nauczyciel. Zrobiłam niewinną minę, ale Vidminnenod razu mnie rozszyfrował – Zapomniałaś?!–Nauczyciel spojrzał na mnie krzywym wzrokiem.
– Zaraz będą. Daj mi tylko chwilę, mistrzu.
–Pośpiesz się! –powiedział nauczyciel i zaczął uspokajać swojego kucyka spłoszonego przez Leszego.
Ruszyłam w stronę wodospadu. Na szczęście dobrze wiedziałam gdzie rośnie roślina, której wymagał ode mnie mój mentor. Wspięłam się po stromym klifie i zaczęłam zbierać to jedno konkretnego zioło, które na domiar złego nie grzeszyło pięknym zapachem.
Nagle usłyszałam stukot końskich kopyt i obejrzałam się za siebie. Zauważyłam Lamberta zmierzającego ku mnie na koniu o imieniu Widmo. Był to wysoki mężczyzna o kruczoczarnych, rozwianych włosach, dużych, zielonych oczach i lekkim uśmiechu na twarzy. Najczęściej nosił na sobie zakurzoną, lekką zbroję, skórzane spodnie i buty sięgające kolan. Nikt by się nie domyślił, że to właśnie on jest młodszym synem króla Zennora a także następcą tronu tuż po jego bracie Arturze, jak ja go nazywałam – Arturze Zapyziałym. 
Lambert dostojnie zeskoczył z konia i podszedł wraz z nim w moją stronę, jak zwykle z uśmiechem na twarzy.
– Nie sądziłem, że cię tu spotkam. Znów uganiasz się za kwiatkami? – spytał ze śmiechem Lambert.
– A i owszem. Zapraszam. Niezwykle fascynujące zajęcie– powiedziałam to z ironią w głosie. – Widzę, że wracasz z polowania – dodałam po chwili – Jakie monstrum dziś upolowałeś? Jednookiego szczura?
–  Niestety cię zasmucę, gdyż, żadnego jednookiego zwierza nie znalazłem – Lambert sięgnął po wór przypięty do jego konia, po czum wyjął z niego dwie głowy wilkołaków.
– No, no.  Lambert, spisałeś się na medal. – Spojrzałam z podziwem na dwie szare głowy bestii.
– Lepiej ty się pochwal, co dziś osiągnęłaś, czy może zbierasz cały dzień kwiatki? To takie typowo kobiece zajęcie. – Lambert popatrzył na mnie z kpiną w oczach.
– No wilkołaków dziś nie spotkałam, nawiedził mnie jedynie Leszy. Więc nic ciekawego – po tych słowach zwyczajnie wróciłam do zbierania ziół. Starałam nie pokazywać po sobie satysfakcji z zaskoczonej miny mężczyzny, wywołanej moimi ostatnimi słowami.
– Skończyłaś? Lepiej będzie jak razem się wybierzemy do Vidminnena. Choć pewno i tak dostanę kazanie o nieodpowiedzialności.
– To jest wręcz pewne. Samu wybrać się na polowanie na wilkołaki? Bez nauczyciela? Szczerze nie chciałabym być w twojej skórze. – Ostatni raz się upewniłam czy na pewno wszystko zebrałam. – Mam zioła. Możemy iść.
Droga minęła mi w towarzystwie Lamberta. Kiedy trafiłam na dwór króla Zennora bardzo zaprzyjaźniliśmy się z chłopakiem. Nigdy podobnie jak ja nie pałał miłością do swojego ojca. Choć był jego synem, czuł się niezwykle ignorowany, wręcz ojciec traktował go jak swojego sługę, zresztą podobnie traktował go jego brat Artur. Lambert nie lubił polityki i ciągłego siedzenia w murach zamku. Zdecydowanie wolał polować na dzikie bestie, zresztą podobnie jak ja, szkolił się u Vidminnena.
Gdy dotarliśmy na miejsce, nasz mentor energiczne wstał na nasz widok i wykrzyknął:
            – Ile można! – Vidminnen nie wyglądał na zadowolonego. – Miałaś zebrać tylko kilka ziół! Czy to takie trudne? A ty Lambert gdzieś się podziewał?! Jeśli znów wybrałeś się na te swoje „polowania” to ja cię chyba uduszę! – Nauczyciel zrobił się czerwony jak nigdy. Vidminnen był oazą spokoju i rzadko reagował gniewem. Lambert i ja stanęliśmy jak wryci, zdezorientowani tym co się właśnie wydarzyło. Jedynie spoglądaliśmy na siebie, nie rozumiejąc o co tak właściwie chodzi.– Nie wytrzymam z wami dłużej – kontynuował mężczyzna. –Lorio daj mi te zioła i oboje do zamku. Natychmiast. Macie być tu jutro o świcie. Zobaczymy jak sobie poradzicie! – Ostatnie słowa wypowiedział z kpiącym uśmieszkiem. W głębi ducha wiedziałam, że przygotuje dla nas zapewne ciekawą niespodziankę.
Dałam Vidminnenowi  rośliny i czym prędzej wraz z Lambertem oddaliliśmy się na bezpieczną odległość od swojego mistrza. Spojrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem w oczach. Jeszcze przez chwilę śledziliśmy wzrokiem nauczyciela, który ze zdobytych przeze mnie roślin zaczął w pośpiechu przyrządzać jakąś miksturę.
– Nie uważasz, że to było trochę dziwne jak na niego? – powiedział zszokowany Lambert nie odrywając wzroku od obozowiska.
–  Racja, odkąd go znam nigdy się tak nie zachował. Coś czuję, że ma jakieś kłopoty. – Spojrzałam na poważnego jak nigdy Lamberta.
– Uważam, że powinniśmy go przez jakiś czas poobserwować, żeby sprawdzić, czy  nie wkopał się w jakieś tarapaty.
– Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, ale chyba nie mamy innego wyjścia. –Spojrzałam w stronę obozowiska, po czym zwróciłam się w stronne Lamberta. – Lepiej jak najszybciej wracajmy do zamku.
            – Racja. – Po chwilowym zastanowieniu dodał – Co powiesz na mały wyścig?
– Myślisz, że ze mną wygrasz? – podbiegłam do  swojej klaczy, po czym zwinnie na nią wskoczyłam. – Tylko nie płacz jak przegrasz.
– Zobaczymy kto tu będzie płakał! – Lambert wsiadł na swojego karego konia.– Do zobaczenia przy bramie zamkowej!
Ruszyliśmy pozostawiając za sobą kłęby kurzu. Drzewa migały mi przed oczami a liście obijały się o moją twarz. Byłam tuż za Lambertem, jednak nie mogłam go dogonić. Gdy wyjechaliśmy na prostą, odsłoniętą drogę, to właśnie wtedy Lambert wyprzedził mnie o dość spory kawałek. Nagle zobaczyłam skrót, który prowadził na dalszą część traktu. Nawet przez chwilę nie miałam wątpliwości, co do tego, by skorzystać ze skrótu.
Wyskoczyłam za krzaków jak duch, po czym znalazłam się kilka metrów przed Lambertem.
– Co?! –  krzyknął chłopak. Nie dało się ukryć, że panicznie się mnie przestraszył.
– Do zobaczenia pod bramą – rzuciłam, po czym pogoniłam Kropkę.
Lambert cały czas trzymał się za mną, ze wszystkich sił usiłując mnie wyprzedzić. Po dość krótkim odcinku drogi dotarliśmy do bramy. Zsiadłam, prowadząc konia do stajni. Postanowiłam tam zaczekać na Lamberta. Po chwili mężczyzna wpadł tam ze swym zwierzęciem.
– No cóż muszę przyznać, że wygrałaś. Jak ty się nagle tam znalazłaś? – Lambert z powodu zmęczenia, ledwie wymówił te słowa.
– Poszłam na lekką łatwiznę – uśmiechnęłam się uroczo do ledwo żyjącego Lamberta.
– Lorio! Lorio! – Do pomieszczenia wpadła Maria, służąca. –Lorio. Król cię wzywa!
– Mogłam się tego domyśleć. No nic, już idę. – Na odchodne mój towarzysz posłał mi pokrzepiający uśmiech.
Korytarz, którym szłam, był niebywale długi. Wszędzie stały wielkie rzeźby od najlepszych artystów z najbliższych krain. Nie zabrakło tam też zbroi i portretów osób zasłużonych w dziejach królestwa. Stanęłam przed niewielkimi drzwiami pomiędzy portretami królów. Zapukałam dość donośnie, po czym usłyszałam głośnie ,,Wejść”.
Sala była całkowicie pozłacana i zaopatrzona w meble od najlepszych rzemieślników.  Choć niebyła to sala tronowa, lecz gabinet króla, była niebywale dobrze udekorowana. Przy pozłacanym biurku zasiadywał sam król Zennor a tuż za nim stał Artur, uśmiechający się parszywie. Jedyne co zrobiłam to spojrzałam na niego spod ukosa.
– Podobno mnie wzywałeś, królu – delikatnie skłoniłam się i zaczęłam spokojnie rozmowę.
– Owszem. Powiedz ile lat tu jesteś? – Jego donośny głos, którego szczerze nienawidziłam, rozniósł się echem po pomieszczeniu.
– Siedem – odpowiedziałam.
– A dzięki komu tu jesteś? – król spojrzał na mnie wyczekująco, ale nie otrzymawszy odpowiedzi, dodał – Dzięki mnie i to mnie zawdzięczasz swoje życie. Oczekuję więc od ciebie trochę szacunku. Codziennie jeździsz niewiadomo gdzie z tym świrniętym karłem i wracasz po nocy. W ogóle zobacz ja wyglądasz! Czy tak wygląda dama dworu?
Było w tym wiele racji. Większość kobiet na dworze nosiła długie kolorowe suknie i tonę świecidełek na szyi. Ja natomiast miałam na sobie zakurzoną i zakrwawioną koszulę, brudne spodnie i miecz u pasa.
– Mam nadzieję, że na przyszłość trochę zmądrzejesz, Lorio.– powiedział z kpiną w głosie Artur
– Dosyć, wracaj do siebie i rozważ to co ci powiedziałem.
Wyszłam z gabinetu władcy i zwróciłam się w stronę swojej komnaty. Byłam niebywale wkurzona na Artura. Jak można być aż takim lizusem? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że niby on później miał sprawować rządy w królestwie. Właściwie, to w sumie byłoby na moją korzyść. Bardzo prosto byłoby wówczas dokonać przewrotu. Co to byłby za król, który nie potrafiłby walczyć?
Gdy znalazłam się na korytarzu prowadzącym do mojej komnaty zauważyłam Lamberta z czymś, co chyba miało symbolizować koronę na jego głowie.
–Lorio, twoje zachowanie jest kategoryczne. Powinnaś je zmienić. – Mężczyzna całkowicie poważny udawał swojego ojca. – Kategorycznie zabraniam ci polować na monstra.
– Królu – skłoniłam się z uśmiechem przed Lambertem – Wybacz, że śmiem zwrócić uwagę, ale korona ci spada.
– Ach. Arturze popraw, a następnie zaparz mi ziółek. – W tym momencie oboje zaczęliśmy się śmiać jak szaleni. Gdy się uspokoiliśmy się, usiedliśmy wspólnie na jednej z ław.
– Ciekawie czy nadal będzie ci tak wesoło jak ty będziesz siedział w tym gabinecie –powiedziałam ze śmiechem w głosie.
– Dam sobie rade, nie martw się o mnie. Dodał coś nowego czy gada to co zawsze?
– Nie chce mu się wymyślać nic nowego. Niedługo tej jego gadaniny nauczę się na pamięć.
– A tak w ogóle to mam dla ciebie propozycję.– Lambert wyciągnął starą, lekko zniszczoną kartkę. – Zlecenie na Południcę. Co powiesz  na dzisiejszy wieczór?
– Jak mogłabym odmówić?– Byłam niemalże pewna tego, że moje oczy błyszczą. –Gdzie się spotkamy? – wyrwałam kartkę z rąk mojego towarzysza, by poznać szczegóły.
– We wsi Kwitnące Wzgórza. Tylko się nie spóźnij! Nie zamierzam długo czekać.
– A teraz gdzie się wybierasz? – spytałam, widząc, że chłopak ma zamiar mnie opuścić.
– Idę na kazanie do ojca. Dawno go nie słyszałem. – Lambert wstał i schował kartkę z powrotem do kieszeni.
– Powodzenia! – zawołałam za moim przyjacielem.

Przepraszam, że rozdział pierwszy pojawił się z lekkim opóźnieniem, przepraszam także za zaległości na Waszych blogach. Właśnie zaczęłam ferie, więc postaram się teraz jak najszybciej nadrobić i skomentować Wasze rozdziały.
Co do nazw potworów, które pojawiają i będą pojawiały się w opowiadaniu. Ich nazwy mogę nieco nasuwać skojarzenia z Wiedźminem, ale chciałam od razu zaznaczyć, że przy ich wyborze bazowałam na mitologii słowiańskiej.
Mam nadzieję, że rozdział pierwszy przypadł Wam do gustu i zostaniecie ze mną na dłużej, a przynajmniej do rozdziału drugiego :)   

37 komentarzy:

  1. Zacznę od tego, że bardzo cieszę się, że przeskoczyłaś z akcją do przodu o kilka lat. Nie przepadam za czytaniem o bohaterach, którzy są w wieku dziecięcym, dlatego cieszę się , że bohaterka w rozdziale pierwszym jest już nieco starsza. Od razu napiszę, że strasznie polubiłam postać Lamberta. Niby jest dla niej wrogiem, a właściwie to synem znienawidzonego przez Lorię króla, a mimo to odnajduje z nim wspólny język, no i wydaje mi się, że nawet się lubią. Pałam za to mocną nienawiścią do Artura. Straszny lizus z niego. W ogóle wątpię, by wzbudził on czyjąś sympatię. Vidminnen (swoją drogą bardzo skomplikowana nazwa) wydaje mi się być bardzo specyficznym nauczycielem. Ciekawe dlaczego król trzyma go na dworze i pozwala na to, by kształcił zarówno Lorię jak i Lamberta, skoro mi się wydaje, że za nim nie przepada. Może mimo dziwnego stylu życia, jest naprawdę dobrym mistrzem? Jestem bardzo ciekawa jak w przyszłym rozdziale przedstawisz polowanie na Południcę i zastanawiam się, jak duże konsekwencje spotkają naszą dwójkę za takie nieposłuszeństwo.
    Pozdrawiam.
    Sky
    igrajac-z-przeznaczeniem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. "Maił on na sobie brązową szatę przepasaną sznurem. " - literówka.
    "Wspięłam się po stromym klifie i zaczęłam zbierać to jedno konkretnego zioło..." - "konkretne" zamiast "konkretnego"
    "Samu wybrać się na polowanie na wilkołaki?" - "samemu" zamiast "samu".
    "Lorio, twoje zachowanie jest kategoryczne." - tutaj chyba powinno być "karygodne".
    "Gdy się uspokoiliśmy się..." - powtórzenie.
    Jeszcze w kilku miejscach, przy znakach interpunkcyjnych brakuje przerwy/spacji.
    Poza tym, podoba mi się stworzony przez Ciebie świat. Spokojnie zarysowana akcja, wyraźni bohaterowie, od razu dowiadujemy się jacy są, czego możemy się po nich spodziewać. Podoba mi się również to przejście w przyszłość tzn. przesunięcie akcji o kilka lat między prologiem a tym rozdziałem. Osobiście jestem ciekawa co też się wydarzyło przez ten czas. Chciałabym też się dowiedzieć co też kombinują Lambert z Lorią. I od razu napomknę: podobają mi się nadane przez Ciebie imiona dla bohaterów.
    Czekam na ciąg dalszy
    pozdrawiam ;)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pod wrażeniem wyłapania błędów i bardzo Ci za to dziękuję. Co do spacji to nie jest to moja wina gdy przekopiowałam tekst z worda do bloggera to scaliło mi wiele wyrazów, część porawiłam, ale nie wszystko mi się udało. Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Cudowne opisy, bardzo magiczne i bogate :) Podobają mi się imiona postaci, bardzo fajnie ubierali się w tamtych czasach :D Choć chyba nie mogę przyznać :)
    Fajnie, że poznajmy już postaci w trochę dojrzalszym wieku :D
    Lambert to ciekawa postać i ciekawe to jest, że dogaduje się z Lorią, mimo iż ta nie darzy zbytnim szacunkiem i sympatią jego ojca - króla.
    Nie lubię Artura -,- Matko co to za ... dupolizca xD Sorry za wyrażenie :P Ale to prawda... brrrr
    Jestem ciekawa tej wyprawy na Południcę i to jak nam ją opiszesz :) Życzę powodzenia w pisaniu i mnóstwo weny :*

    nielegalna-pasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za Twój komentarz, postaram się nie zawieść :) Sama też nie przepadam za Arturem :)

      Usuń
  4. Byłam bardzo ciekawa rozdziału i co i rusz zaglądałam na Twojego bloga, mając w duchu cichą nadzieję, że po prostu zapomniałaś mnie powiadomić, a rozdział już się pojawił. Nie zlicze ile zawodów przeżyłam przez ten czas :)
    Podoba mi się, że Loria nie dała się stłamsić i wcale nie ma zamiaru dostosowywać się do zasad jej narzuconych. To dopiero pierwszy rozdział, a ona już zyskała moją sympatię.
    Wyobrażałam sobie Vidminnena nieco inaczej(może dlatego, że nie wiedzieć czemu, kojarzył mi się on z Dymitrem z jednej z sag Richelle Mead(któremu oddałam serce już po pierwszej części)). Myślałam, że jest młody, wysoki, nieziemsko przystojny i na lewo i prawo rzuca coś ze swoim niebywałym akcentem, okazało się jednak odwrotnie - co mnie nie zawiodło, może to nawet i lepiej, bo w Twoim opowiadaniu, oddałam serce innemu mężczyźnie :)
    Niby Loria dostała swego rodzaju reprymendę od mentora, ale moim zdaniem - poradziła sobie świetnie, wychodząc z tej walki bez szwanku.
    Polubiłam Lamberta(który jest tym wyżej wymienionym mężczyzną, któremu oddałam serce) - i nie tylko ja, bo Loria też mimo dogryzań pała do niego sympatią. Wydaje mi się też, że i on nie pozostaje dłużny. To dobrze, że Loria ma w zamku też kogoś, z kim czuje się dobrze.
    Jestem zdziwiona, że bohaterka jest już tak długo w królestwie(może to i lepiej - trudno jest pisać z perspektywy małej dziewczynki) - co jednak szybko mi minęło, kiedy przeszłam do czytania potyczki słownej Lorii i Lamberta. Świetnie się dogadują, do tego chłopak ma niezłe poczucie humoru. Że też ma odwagę tak się wygłupiać, narażając się na gniew ojca. Zapewne ma to coś wspólnego z poprawieniem humoru Lorii(mimo, że dziewczyna nie zdaję sę przejmować kazaniami króla).
    Jestem ciekawa wieczoru obojga bohaterów - tego, co będą robić i o co właściwie chodzi. Tak samo jak to, jak rozwinie się sytuacja dotycząca ich mentora - czy naprawdę ma jakieś problemy(i jak tak, to jakie?), dlaczego nagle tak wybuchnął i co za "niespodziankę" dla nich szykuje?
    Rozdział bardzo mi się podobał - mam nadzieję, że drugi pojawi się już niedługo i i tym razem się nie zawiodę :)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo pomysłów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pod wrażeniem, że napisałaś tak obszerny komentarz:) Naprawdę mnie to zaskoczyło. Bardzo mi miło, że do mnie zajrzałaś :)

      Usuń
  5. Jestem i ja. Trochę to trwało, za co przepraszam, ale mój wolny czas aktualnie zmniejszył się do minimum.
    W każdym razie rozdział przeczytałam i bardzo mi się on podobał. Zastanawiałam się, jak będzie zachowywać się dziewczyna, po tym co wydarzyło się w jej życiu. Myślałam, że bardziej będzie się buntować, ale jak teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że byłoby to szalenie nierozsądne. W końcu co ona mogła? Nic. Przynajmniej wtedy, gdy ją pojmali. A teraz dzięki tym potajemnym szkoleniom pewnie potrafi znacznie więcej i dzięki temu dobitniej może pokazywać, że wcale nie zamierza potulnie siedzieć w miejscu i zgadzać się ze wszystkimi, narzuconymi jej regułami. Super! Już ją lubię.
    Lamberta też polubiłam. W ogóle strasznie podoba mi się ta nić porozumienia, która wykwitła między nim a Lorią, pomimo tego, kim jest ojciec młodego mężczyzny. Wszak taka przyjaźń (a może i coś więcej?) pozbawiona jakichkolwiek problemów i przeciwwskazań jest zbyt łatwa, a przez to nietrwała. No dobrze, nie będę generalizować, ale jednak przeciwności losu łączą ludzi jak nic innego.
    Dlatego z jeszcze większą uwagą będę przyglądała się tej dwójeczce. Jestem ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy i jak będzie układać się dalsze szkolenie Lorii pod okiem jej mentora.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że mnie odwiedziłaś :) Rozumiem Cię co do dostępnego czasu, sama mam go mało :)

      Usuń
  6. Jeśli mam być szczera, martwiłam się tym, że mocno zawiedziesz mnie po prologu. Jednak tak się nie stało. Nie wybiłaś się jakoś mocno w górę, ale poziom utrzymałaś, czego gratuluję.
    Zacznę od błędów, dobrze?
    Kiedy czytam, zwracam uwagę na przecinki. Czasem umykają mi w moim tekstach, ale w czudzych bardzo łątwo wyłapuję ich brak, a u Ciebie czasem nie ma ich nawet w tych najabardziej oczywistych miejscach. Możesz znaleźć betę, ale nie jest w sumie aż tak źle, więc to już kwestia tego czy chcesz. ;)
    Przed publikacją przejrzyj sobie tekst kilka razy. Gwarantuję, że zauważysz więcej nie dociągnięć. Jednym z nich jest to, że po niektórych znakach interpunkcyjnych brakuje CI spacji. To jednak możesz naprawić raz, dwa.
    Scena walki z tymi zwierzaczkami mocno mnie rozczarowała. Liczyłam na jakieś barwne opisy krwi uciekającej z żył, a odnoszę wrażenie, że odrobinę to olałaś i scena została napisana, żeby sobie była.
    A teraz ogółem o opowiadaniu:
    Nie polubiłam Lorii. Strasznie mocno pachni mi Mary Sue, ale mam nadzieję, że to tylko takie wrażenie. Nie chciałabym zrezygnować z tego opowiadania tylko przez główną bohaterkę.
    Za to Lambert wydaje mi się bardzo ciekawą postacią i mam nadzieję na więcej wątków, w których się pojawi. Odnoszę wrażenie, że odegra sporą rolę w obaleniu króla. Jest w końcu odrzuconym synem i przyjacielem Lorii.
    Podsumowując: Kiedy decydujesz się na umieszczenie walki w opowiadaniu, opisz ją w jakiś barwny sposób. Nie bój się rozległych opisów, one pomagają w wyobrażeniu sobie wszystkiego, a na tę chwilę świat, który kreujesz wydaje mi sie bardzo ubogi. :C
    Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że podniesiesz sobie poprzeczkę.
    Pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili na kolejny rozdział na Alfie. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za Twój komentarz. Co do braku spacji to wina mojej przeglądarki, która scala mi tekst. Udało mi się to naprawić więc na przyszłość powinno być lepiej. Postaram się dostosować do Twoich zaleceń :) Wspominając o interpunkcji, muszę przyznać, że jestem z niej okropna.

      Usuń
  7. Hm, uwielbiam ich mentora. Jego kapelusz kojarzy mi się z Uraharą [Bleach, nieważne XD]. Już wiem, że kocham tego króla. Wiesz, staromodne przekonania, pragnienie szacunku - bez takich postaci byłoby nudno. Och, Artur Zapyziały <3. Jeśli ludzie kogoś nie lubią, to znaczy, że lubię go ja.
    Nie przepadam za Lambertem. Nie wiem dlaczego, ale irytuje mnie xD.
    "Lorio, Lorio". To imię tak królewsko brzmi w wołaczu. Wowu, siedem lat to sporo, nie? ;-;
    Zielony kapelusz ma kłopoty, to znaczy, że będzie ciekawie!
    Tak, walki to moja miłość, zwłaszcza na miecze.
    Wilki, jeny, ubóstwiam xD. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
    Na koniec oznajmię, że podoba mi się powiedzenie "Ano prawda" Zielonego Kapelusza [będę go tak nazywać, nie pytaj].
    Czekam na następny z przeczucie, że pojawi się jeszcze w ferie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś i cieszę się, że spodobał Ci się " Zielony kapelusz" pod pasowała mi się ta nazwa :) Co do pojawienia się rozdziału to wątpię, gdyż jestem zbyt leniwa :)

      Usuń
  8. Przybyłam! Uch, to drugi dzień szkoły, a ja jestem totalnie wymęczona i zasypiam na siedząco. Nie wiem, jak pociągnę do matury, ale wzięłam się w garść ze sprawą czytania blogów i nadrobiłam. Swoją drogą moje książki bardzo cierpią na tym, że mam ciekawe opowiadanka do czytania. Czekają na mnie i czekają, a mam ich w zapasie z dziesięć i ciągle widzę nowe XD. Odbiegłam od tematu — rozdział. Podobało mi się i nie zawiodłam się, więc na pewno nie masz się o co martwić. Wyłapałam błąd: w każdym bądź razie. Piszę się w każdym razie lub bądź co bądź. Poza tym czasami gubisz spację, ale to raczej wina szybkiego pisania, no i nie utrudnia to jakoś czytania, więc nic złego — tylko informuję.
    Nasza bohaterka wychowywała się wśród obcych ludzi. Brakuje mi troszkę jej emocji, tęsknoty za rodziną, brakuje gniewu jaki był rozpoznawalny i widoczny w prologu. Lubię jednak Lamberta, dobrze, że Loria kogoś poznała i ma przyjaciela u boku. Artur za to… Uch, no po prostu wyobrażam go sobie jako grubego tłuściocha z pierścieniami na obleśnych paluchach :D. Nie lubię gościa. Nauczyciel Lorii i Lamberta jest w porządku, ale nie rozumiem jego zachowań. Ach, nauczyciele! Wszystko się dzieje bardzo szybko, więc mam nadzieję, że nadążę.
    Pozdrawiam, czekam na nowy!
    CM Pattzy

    http://niewinne-grzechy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że do mnie zajrzałaś :) Co do spacji to wina mojej przeglądarki, która scala mi tekst.

      Usuń
  9. Po prologu nie do końca byłam przekonana do Twojego opowiadania. Zatrzymał mnie tutaj jego opis. Byłam ciekawa, jak będzie wyglądać nauka władania mieczem i alchemia. Po tym rodziale jestem całkiem mile zaskoczona. Jest niedługi, tak jak lubię, a tematyka póki co bardzo mi się podoba. Choć wytłuamczyłaś się pod koniec, to i tak nie moge pozbyć się skojarzeń z Wiedźminem, zwłaszcza przez to, że padło tu imię Lambert i nazwy kilku potworów. Vidminnen za to przypomina mi trochę Vesemira. Swoją drogą, obie te postacie bardzo przyapadły mi do gustu. Mają w sobie coś ciekawego. Sama Loria mnie nie urzekła, ale w przypadku głównych bohaterów u mnie wymaga to po prostu trochę czasu, więc nie przejmuj się tym za bardzo. Dobrze też, że pojawił się tutaj Artur - postać, której będzie można nie lubić. Takie zawsze się przydają, a ten przyjemniaczek pełni swoją rolę bardzo dobrze, mimo że niewiele go tu było.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Twoje skojarzenia, gdyż sama takie nieodparcie mam. Ogólnie ostatnio trochę siedzę w mitologii słowiańskiej, która jest bardzo interesująca i nie mogłam sobie odmówić pisania opowiadań w tym klimacie. Miło, że do mnie zajrzałaś :)

      Usuń
  10. Jestem tu bo taka jedna mi kazała to czytać (3 komentarze do góry).
    Nie mam siły na rozpisywanie, więc powiem krótko, że mi się podoba. Bardzo. Zostanę tu i będę czytać.
    Zapraszam także do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się do Ciebie zajrzeć. Jak coś nie zmuszam Cię do czytania na siłę :)

      Usuń
    2. Oliwie, odczep się xD. To że ci przypominałam parę razy, nie jest równoznaczne ze zmuszaniem xD.

      Usuń
  11. W końcu I rozdział! Nie mogłam się doczekać. Obiecuję że zajrzę do ciebie w weekend i proszę na przyszłość powiadamiaj mnie o nowościach :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem ;) szczerze mówiąc to nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Byłam przekonana, że Loria będzie się jakoś buntować bardziej, rozpamiętywać rodzinę, pamiętać i planować zemstę. Ale z drugiej strony ona uczy się wszystkiego i nigdy nie wiadomo kiedy władanie mieczem może jej się przydać :D a król jest wobec niej za mało konsekwentny moim zdaniem. Z jednej strony to dobrze ale z drugiej, jaki on ma autorytet wśród tej dwójki zbuntowanych ludzi? W sumie żaden. Pogada sobie a i tak kary żadnej za to nie ma.
    Z miejsca polubilam tą dwójkę i szczerze mówiąc mam cichą nadzieję, że między nimi coś będzie :D
    Rozdział świetny, czekam na następny i mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe nieco krótszego komentarza.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na kolejny rozdział! :*

    http://niebezpieczne-uczucia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykle mi milo, że do mnie zajrzałaś :) Dziękuję za komentarz muszę powiedzieć, że to nie był jakiś krótki komentarz :)

      Usuń
  13. W końcu weekend i mogłam do Ciebie zawitać (nie żałuję tego!). Powiem Ci,że zainteresowałaś mnie pomysłem na opowieść. Taki orginalny,ale jednocześnie znany. Długo czekałam na I rozdział i się nie zawiodłam.W tym rozdziale zainteresował mmnie niezwykle wątek Lamberta (tu mi się skojarzyło z Adamem :D ) i Lorii. Jak na moje oko to niezła z nich parka. Jak narazie widzę to są przyjaciółmi ale może coś z tego wyjdzie? Mam nadzieję że kiedyś tak. Drugi wątek to podoba mi się Loria i ten nauczyciel. Ogółem wydaje się źr Loria ma pomysł na samą siebie. To dobrze. Lubię takie "zamkowe" klimaty. Przyznam się że czytając myślałam o serialu 'Przygody Merlina' i 'Camelot'. No cóż pozostaj e mi życzyć dużo weny,czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie na nowy rozdział dilseeeee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że mnie zajrzałaś :) Jak znajdę chwilę to z pewnością do Ciebie zajrzę :)

      Usuń
  14. Dziewczyno z blizną,
    Muszę przyznać, że nie czytam tego typu opowiadań, lecz tym razem zaintrygowałaś mnie tą historią. Lora ma swój charakter i sądzę, że z nią nie pójdzie im tak łatwo. Przypuszczam, iż król ma wobec niej plany, o których nikt nie wie i nawet nie śmie przypuszczać. Będę zaglądała dalej :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    http://kazdy-ma-swoja-druga-twarz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że mnie odwiedziłaś. Jak znajdę chwilę to postaram się do Ciebie zajrzeć.

      Usuń
  15. Maił on - Miał
    a co twojej walki - do twojej walki (chyba, bo to dialog, więc postać miała prawo powiedzieć z błędem).
    gdy się uspokoiliśmy się - dwa razy się
    Przeczytałem cię przed snem. Znaczy nie tyle cię co twoje opowiadanie i nie uśpiło mnie, za moje zmęczenie odpowiada cały dzień w pracy, a nie twój styl czy pomysł. Jednak z racji mojego stanu, komentarz będzie krótki.
    Rozdział jest wyraźnie przejściowym... nie! Wprowadzającym. Jest on wprowadzający i nie nazwałbym go nudnym. Po prostu takie wprowadzenia też są potrzebne. Piszesz opowiadanie, których nie jest dużo w sieci i naprawdę trudno na takie natrafić, za co masz u mnie big plusa!
    Co zaś tyczy się samej treści, to jak się domyślam, dziewczyna spotykająca się z karłem na treningach i innych tego typu rzeczach, to ta z prologu tak? Ta co uciekała, ale król z niej zrobił damę dworu? Myślę, że nie dokonał tego bezcelowo, że ma w tym jakiś cel. Może chce ją wydać za Artura, albo drugiego ze swych synów? Czym Artur sobie zasłużył na aż tak dobre traktowanie przez ojca, jeśli nie tylko i wyłącznie donosicielstwem (staram się wierzyć, że czymś jeszcze)? Twoje postacie same z siebie są ciekawe, bo są różnorodne. Sądziłem jednak, że król będzie nico ostrzejszy w rozmowie z dwórką i następnie ze synem. Póki co to takie ciepłe kluchy pełne pretensji z niego wyszły, a nie despotyczny władca, a po cichu na despotę, ale nie do końca złego liczyłem. Ubawiłem się przy parodiowaniu władcy przez L, którego imienia chyba nigdy nie dam rady zapamiętać.
    To by było na razie na tyle. Czekam na kolejny rozdział.
    No i jeszcze wzmianka o niedźwiedziu co wcześniej był starcem, no i te mikstury czy też eliksiry. Czyżby w opowiadaniu miał się pojawić wątek fantastyczny?

    Pozdrawiam:
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało :)Co do wątku fantastycznego nie będzie go mało :)

      Usuń
  16. Hej :) Duże kłopoty z czasem sprawiły, że dotarłem tu z opóźnieniem, ale w końcu jestem :) Rozdział był bardzo pogodny i strasznie mi się w nim to podobało. Pomimo stosunkowo smutnej sytuacji bohaterów, patrzą oni na świat naprawdę optymistycznie i to jest bardzo fajne. Znaleźli swojego rodzaju pocieszenie w różnych czynnościach, jak choćby polowanie, no i oczywiście we wzajemnej przyjaźni. Bardzo zagadkową postacią jest dla mnie Vidminnen. Wydaje się targany z jednej strony sympatią wobec Lorii, a z drugiej lojalnością wobec władcy. Z pewnością skrywa też jakieś swoje sekrety, ale jakie, to na pewno przekonam się prędzej czy później. Lambert z kolei wydaje się być dotknięty syndromem "tego gorszego" syna, który jednak nie rozpacza nad tym zanadto, ale stara się znaleźć różne formy pocieszenia. Ogólnie całość naprawdę bardzo fajna, gratuluję i życzę powodzenia w dalszej twórczości :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nadal rozpływam się nad szablonem! Uwielbiam takie kolory i wilki <3 Zamiast czytać rozdział to ja siedze i gapię się na nagłówek xD
    Zauważyłam, że często w tego typu momentach: "prawda­–" nie stawiasz spacji przed albo o półpauzie. A to błąd. Powinno być i przed i po.

    Ta scena z walką na początku była moim zdaniem troszkę zbyt ogólnikowo opisana. Sprawiała wrażenie, jakby ta wataha wilków i wielki niedźwiedź nie stanowili dla nich żadnego zagrożenia. Jakby ta walka była tylko taką rozgrzewką albo hm... treningiem? Niczym poważnym. A to jednak była walka i jakieś niebezpieczeństwo, emocje mogłaś w tym ukazać. Poszło im trochę z łatwo. W jednym zdaniu walczą, a w następnym już patrzą na trupa.
    "twoje zachowanie jest kategoryczne" - słowo 'kategoryczne' znaczy stanowcze, twarde. Nie pasuje tu. Podejrzewam, że chodziło ci o słowo: karygodne.

    W tym rozdziale odniosłam wrażenie, że Lori robi tam co chce. Nikogo nie słucha, zdanie króla ma głęboko w poważaniu, a to co mówi Artur - przyszły władca- wisi jej i powiewa. Zastanawiam się tylko czemu inni na to pozwalają... Przecież ona jest przybłędą. To nieładne słowo, ale patrząc z perspektywy króla można to tak nazwać. Mogli ją wtrącić do lochu, albo zostawić na pastwę losu. Po co ją ocalili? Czemu pozwalają jej na taką samowolkę? Mam wrażenie, że ona się niczego nie obawia. Żyć nie umierać;D
    Czekam na następny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj! :D
    Przepraszam, że tak długo zajęło mi dotarcie tutaj, ale miałam sporo spraw na głowie i trochę zaniedbałam blogi. :c Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
    Cóż, zacznę od tego, że bardzo podoba mi się ten rozdział. Po części przedstawiłaś już charakter głównej bohaterki i wiem, czego można się po niej spodziewać. :D Niezłe z niej ziółko, aczkolwiek w tej sytuacji taka postawa nie jest niczym dziwnym. Na pewno nie chciałaby ugiąć się przed mordercą własnych rodziców.
    Mimo tego, że król to ostatnia wredota, to jego syn wydaje się być naprawdę w porządku. Ciekawe czy faktycznie taki jest. Po synu takiego ojca wszystkiego można się spodziewać!
    Cóż, czekam niecierpliwie na rozwój wydarzeń i na kolejny rozdział postaram się przybyć na czas. :D
    Pozdrawiam i życzę weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak na pierwsze opowiadanie, idzie ci całkiem nieźle. Rzeczywiście, nazwy potworów w przeciągu sekundy skojarzyły mi się z Wiedźminem, nawet Lambert mi się z nim skojarzył, co nie jest absolutnie niczym złym. Dobrze i szybko się czyta. Podoba mi się. Tylko nie przestawaj mi czasem pisać tej historii, bo jest naprawdę barwna i jestem pewna, że spodoba się wielu, wielu osobom. Co do postaci, główną bohaterkę lubię i na razie tylko tyle. Jej przyjaciela lubię nawet bardzo, a jeśli chodzi o króla to nie jestem, póki co, do niego negatywnie nastawiona. Wydaje mi się, że steruje nim w dużej mierze jego syn, Artur, a on sam nie ma własnego zdania i jest uległy. Zastanawia mnie tylko, co jeszcze nim kierowało w momencie, gdy postanowił oszczędzić dziewczynę. I dlaczego daje jej tyle swobody. Chciałabym się dowiedzieć, ale to w swoim czasie. Życzę ci wszystkiego dobrego i dużo inspiracji do dalszej pracy.
    Gdybyś miała ochotę, zapraszam do siebie, a jeśli zechcesz, napisz, co myślisz :)
    http://ladymarikazzamkukriegler.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń